Nagle zaczynam rodzić czwarte swe dziecko, zaczynam rodzić w tak niekorzystnych warunkach meteorologicznych. Dziecko wydobywa się ustami, z ust wyłazi jak klucha zbitego makaronu. Jakby się to wszystko zebrało u mnie i tak teraz zechciało się urodzić. Nie chcę tego wszystkiego, na nowo, po co mi to. Próbuję cofnąć - z powrotem do żołądka, ale to się pcha jak głupie, mnie wyłazi, czaszkę rozrywa, policzki nadyma. A pójdziesz, a nie wyjdziesz, a kysz. Dziecko wypluwam w chwilę jakąś, uprzednio dostając torsji. Uff, na szczęście rodzi się jakies takie dziwne, ale się rodzi. Przytulam je, razem zasypiamy. Ono żyje, bo czuję na twarzy oddech drugiego człowieka, taki ledwo, ledwo. [fragment tekstu]
Tajemnicze i makabryczne wydarzenia, które rozgrywają się w tytułowym Instytucie, czyli mieszkaniu głównej bohaterki powieści, Agnieszki, to jedynie rama. Owszem, mocna, niemniej jednak sam obraz przedstawia sprawy znacznie prostsze i codzienne. Poczucie porzucenia. Samotność. Brak pieniędzy. Zdradę. Upadek młodzieńczych ideałów. Choćbyśmy się zaklinali, że tak nie jest, życiem większości z nas nie rządzą żadne reguły, ale przypadek i - właśnie tak! - banał. Jakub Żulczyk w Instytucie przedstawił tę prawdę w poruszający, mistrzowski sposób.
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni